Żyjesz sobie z dnia na dzień. Skupiony na zadaniach, zabiegany z powodu natłoku rzeczy. Chcesz dawać z siebie chociaż 110% bo przecież 100 każdy potrafi. Wierzysz, że masz siły na wszystko, sen jest dla słabych, a życia nie można marnować. Przecież jest tyle do osiągnięcia. Nieustannie twoje myśli pędzą. Nawet w chwili odpoczynku myślisz o ‚things to do’ na ten tydzień.
Tak sobie żyjesz. Czujesz, że wszystko kontrolujesz i ogólnie możesz powiedzieć o sobie, że jesteś szczęśliwym człowiekiem. Później przychodzi tydzień, który jest z pozoru tylko trochę większym wyznawaniem niż wszystkie poprzednie. Czas, żeby dać z siebie jeszcze więcej. Pod koniec tygodnia uświadamiasz sobie, że przecież nie masz już siły. Nie siły na przebiegnięcie maratonu, siły na cokolwiek. Pozwalasz sobie na słabość, płaczesz przyjaciółce i powtarzasz ‚jestem zmęczona’. Nawet nie wiesz co takiego się stało. Kolejny dzień. Idziesz do pracy. Tak bardzo chcesz mimo tego zmęczenia wyglądać dobrze, być miłym i zabawnym. Myślisz, że idzie ci całkiem nieźle, ale zaraz ktoś pyta czemu od kilku dni jesteś taki przybity. Wychodzisz z pracy, widzisz nieodebrane połączenie od mamy. Spędza miesiąc za granicą i dzwoni raczej rzadko. Oddzwaniasz. Mama pyta jak się masz, nic nie mówisz. Nie chcesz kłamać, a powiedzieć Mamie, że zmęczyło cię życie to zły pomysł. Zaraz przypominasz sobie jak to jest z mamami. One po prostu rozumieją i zawsze wiedzą co powiedzieć.
Tydzień zakończony. Przed snem chcesz zrobić szybkie podsumowanie i zamiast wdzięczności pojawia się w głowie pytanie ‚kiedy życie stało się takie trudne?’.
Masz wrażenie, że dosłownie z dnia na dzień twoja perspektywa zmieniła się o 180 stopni, zapał spadł do poziomu minus jeden, a wszystkie marzenia odleciały w kosmos. Czujesz, że zostałeś z niczym. Zaczynasz wszystko wyolbrzymiać. I kiedy już chcesz sobie powiedzieć, że życie jest ciężkie wpadasz na doskonały pomysł ‚wyśpię się, odpocznę, spędzę więcej czasu na modlitwie, przez jeden dzień nie będę się nigdzie spieszyć.’
Budzisz się rano wyspany, parzysz kawę, otwierasz Biblię i już wiesz. Nie chodziło o miniony tydzień. Przez kilka miesięcy potykałeś się w swoich priorytetach. Za dużo chciałeś zrobić swoją własną siłą. Przeoczyłeś siebie.
Też tak masz? No właśnie.
Jest różnica między skupieniem się na sobie, a dbaniu o siebie.
Możesz zrobić w życiu dużo. Ponadnaturalnie dużo. Musisz przy tym nieustanie czerpać siłę ze źródła. Pamiętać jakiego życia pragniesz. Co jest naprawdę ważne, a co można sobie odpuścić. Żeby nie było tak, że na to ‚naprawdę ważne’ nie masz już siły.